Branża OZE:Co z tą fotowoltaiką?

Rozmowa z Robertem Słotwińskim, szefem sprzedaży działu techniki solarnej w firmie Schueco International Polska

Rozmawia Joanna Jankowska, redaktor naczelna Polskiego Instalatora

Mgr inż. Robert Słotwiński, absolwent Politechniki Krakowskiej Wydziału Inżynierii Sanitarnej i Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Od wielu lat aktywnie działa na rynku instalacyjnym. Uczestniczy w dyskusji nad projektem nowej ustawy OZE jako zwolennik twardego stąpania po ziemi wynikającego z realiów ekonomicznych i doświadczeń innych rynków europejskich. W pracy stawia na fachowość i dobre relacje interpersonalne, skutecznie zjednując sobie nawet największych oponentów. Prywatnie ojciec 11-letniego Olafa, z którym spędza cały wolny czas na wspólnych wyjazdach rowerowych i narciarskich.

 

  • Obecny projekt ustawy o OZE jest podobno całkiem niezły. Był konsultowany. Tym bardziej niezrozumiałe są więc te opóźnienia.

- To, że wcześniej ustawa się opóźniała, nie wyszło nam tylko na złe. Pierwsze jej założenia były bowiem tak kosmiczne, że spowodowałyby ogromny napływ do Polski kapitału spekulacyjnego.

Taki kapitał idzie w Europie za dogodnymi dla siebie rozwiązaniami ustawowymi w zakresie fotowoltaiki, a pieniądze są lokowane tylko po to, aby za kilka lat odebrać je z dużym zyskiem. Przy okazji naszej ustawy o OZE chyba po raz pierwszy zobaczyłem, że Polak nie jest mądry dopiero po szkodzie, ale przed. Przeanalizowano błędy, które popełnili Czesi, Słowacy i inni i naniesiono poprawki. Przede wszystkim w wysokości kwoty, za którą będzie odkupowana energia. Na szczęście nie będzie to już 1300 czy 1100 zł za MWh, ale prawdopodobnie 900 do 1000 zł przy kwocie 660 zł, za którą energię się kupuje. – Liczę się z tym, że za to stwierdzenie potępi mnie wiele osób przekonanych, że przy takich stawkach fotowoltaika nie będzie się opłacać. Moja odpowiedź jest krotka: jeżeli wszędzie w Europie zrezygnowano z dużych różnic między ceną sprzedaży i kupna energii, to i w naszym kraju będzie to trafne.

Makroekonomia jest nieubłagana: pieniądze skądś trzeba wziąć. Przyznaję, że w tym przypadku stoi ona w sprzeczności z mikroekonomią na poziomie inwestora indywidualnego, ale przy spokojnej analizie nie wygląda to tak źle. W projekcie stworzono również pojęcie prosumenta. Będzie nią osoba czy instytucja, która produkuje energię elektryczną i zużywa ją na własne potrzeby, zmniejszając jednocześnie zapotrzebowanie na energię sieciową. Nadmiar energii sprzedaje do sieci, ale dochód z tego nie stanowi podstawowego źródła dochodu. Oznacza to, że nie będzie zachęt do budowania instalacji, z których można się utrzymać przez ileś lat. Stworzone zostały natomiast instrumenty, które spowodują, że nadwyżki energii nie będą się marnować w czasie rzeczywistym, bo będą odsprzedawane do sieci.

I to jest bardzo mądre, bo przede wszystkim nie zmusza małych firm czy osób indywidualnych do rozbudowy sieci przesyłowych i przyłączy. Produkujemy energię i zużywamy ją na miejscu.*

  • Osoba produkująca energię elektryczną nie będzie też musiała rejestrować działalności.

- Tak. Ale proszę pamiętać, że mówimy o instalacji prosumenckiej, czyli mikro, do 40 kW. Większe instalacje to już inna sprawa. Nasze państwo powinno tak inwestować, aby pieniądze były jak najlepiej spożytkowane. Jeśli zainwestuje w rozwój instalacji prosumenckich, to przyczyni się do trwałego rozwoju sektora działalności gospodarczej firm, które będą to montować. Promując duże instalacje, nie uzyska się takich efektów. Ich nie wykonają polskie firmy, bo w Polsce nie ma firm odpowiednio do tego przygotowanych i mowię to z pełną odpowiedzialnością. Brakuje narzędzi, urządzeń, wiedzy. Natomiast za naszą zachodnią czy południową granicą są doświadczone firmy, które tylko czekają na takie zamówienia. Zanim polska firma przygotuje ofertę na dużą instalację zdążą wszystko zaprojektować, zrobić i wyjadą. Czyli nie da się pracy polskim firmom dystrybucyjnym, instalatorom itd.

  • Projekt ustawy przewiduje jednak limit dopuszczenia do przyłączenia do sieci na poziomie 200 MW/rok. To bardzo mało.

- Instalacje mikro nie podlegają temu limitowi. 2, 3, 4-osobowe firmy, które zainwestują w wykonawstwo, będą więc przez najbliższych parę lat miały pracę. Według danych kolegów z Niemiec powstało tam 370 tys. miejsc pracy w obszarze energii odnawialnej. Oczywiście, że nam daleko do nich, ale proszę wierzyć, że gdyby ustawa o OZE pojawiła się dzisiaj, to połowa z 1,5 tys. ludzi, którzy niedawno stracili pracę w fabryce w Tychach, z dnia na dzień by ją miało.

Taka inwestycja to są pieniądze dobrze ulokowane. Zamiast płacić postojowe albo zasiłki dla bezrobotnych można po prostu stworzyć całą nową branżę i dać ludziom pracę. Jestem przekonany, że w grę wchodzi kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy na rynku polskim.(–)

  • Niedawno Unia podjęła decyzję w sprawie oclenia modułów fotowoltaicznych pochodzenia chińskiego. Czy zmieni to rynek?

- Rzeczywiście, bodajże w maju takie rozporządzenie weszło w życie. Mam też pierwsze dość zaskakujące informacje z rynku. Ponieważ zeszły rok był bardzo trudny podażowo, część europejskich producentów modułów zbankrutowała i zamknęła produkcję. Na skutek wprowadzenia ceł i być może świadomości społecznej spadł również import modułów z Chin. Teraz okazało się, że koniunktura nie jest jednak tak zła, jak się wydawało i powstało wąskie gardło. Rynek potrzebuje modułów, a europejscy producenci, którzy się ostali, nie nadążają z produkcją.

* Od czasu wywiadu wiele się wydarzyło w zakresie OZE i tzw. Mały Trójpak po uchwaleniu w Senacie trafił do Sejmu. Zapisy w nim tylko lekko złagodziły podejście do potencjalnego inwestora. Oby właściwa ustawa szybko skorygowała wszelkie niedociągnięcia