Felieton z happy endem ma formę korespondencji pomiędzy dostawcą ciepła a mną, autorem publikacji i specjalistą na co dzień zajmującym się aspektami opomiarowania zużycia mediów i ich rozliczania. Problem dotyczy wałkowanego, ale nadal pojawiającego się tematu „pomiaru” ilości wody na cyrkulacji.
Światowe kino, głównie amerykańskie, przyzwyczaiło nas, że nawet najbardziej zawiła fabuła oraz problemy bohaterów nieuchronnie prowadzą do szczęśliwego zakończenia. Dobro pokonuje zło i wszyscy są szczęśliwi. Widzowie z reguły wiedzą po czyjej stronie jest „jasna strona mocy”.
W życiu realnym różnie z tym bywa. Rozbawiła mnie historia, którą opowiedziała mi znajoma: jej teściowa z wyrzutem stwierdziła, że jest rozczarowana ocenami wnuków i do czasu ich poprawy mają się jej nie pokazywać (w sumie jak na gimnazjum mają niezłe oceny, a przede wszystkim są świetnymi chłopakami). I oczywiście nieskończona lista kar... Zapomniała tylko o jednym, że chłopcy mają dowód wprost o skuteczności metod wychowawczych „babci Eli” w postaci swojego ojca: „niebieskiego ptaka”, nieuka i lesera. W swoich felietonach nie oceniam innych i nie staram się nikogo pouczać, pamiętając o własnych błędach i potknięciach. Ważne, by wyciągać z powyższych racjonalne wnioski.
Poniższy felieton z HAPPY ENDEM ma formę korespondencji pomiędzy dostawcą ciepła, a mną, autorem publikacji i specjalistą na co dzień zajmującym się aspektami opomiarowania zużycia mediów i ich rozliczania. Problem dotyczy wałkowanego, ale nadal pojawiającego się tematu „pomiaru” ilości wody na cyrkulacji.
Zamieszczona też w publikacji tabela obrazuje rzeczywiste odczyty z budynku „obdarowanego” takim opomiarowaniem (kontrowersyjne przypadki oznaczono kolorem).
Dostawca energii:
Dzień dobry,
Piszę w sprawie wodomierzy typu WS DN15-25 (Qn: 1,5–3,5 m3/h, 120oC,), które służą do pomiaru poboru ciepłej wody użytkowej (c.w.u.) u odbiorców grupowych przez dwa wodomierze, w taki sposób, że jeden wodomierz zamontowano na zasilaniu odbiorcy, a drugi na cyrkulacji (powrocie). W przypadku braku poboru wody w mieszkaniu, oba wodomierze mierzą przepływ wody powodowany przez cyrkulację. Ciepła woda cały czas jest więc w obiegu, a różnica wskazań informuje o zużyciu c.w.u. Mamy jednak taką sytuację, że wskazania mierzone w w/w sposób są ok. 50% większe lub mniejsze od sumy wskazań wodomierzy zamontowanych w poszczególnych mieszkaniach.
Pytanie: czemu tak jest? Czy są jakieś warunki doboru wodomierzy do pomiaru c.w.u. w instalacji z cyrkulacją? Czy mają wpływ na dokładność pomiaru zamontowane cyrkulacyjne termostaty równoważące?
Wojciech Ciejka:
Szanowny Panie!
Przypadek, o którym Pan wspomniał występuje niestety również w budynkach wielorodzinnych (niezależnie jakiego producenta byłyby wodomierze). Nie znam dokładnie układu, jaki Państwo zmontowali , ale – pomijając kwestie, że wodomierze pracują jak przetworniki ciepłomierzy – występuje w tym zastosowaniu konflikt zarówno metrologiczny, jak i logiczny.
Cyrkulacja jest układem zamkniętym tzn. w danej jednostce czasu „cyrkuluje” określona ilość wody (zużyta przez odbiorców c.w.u. jest uzupełniana na dopuście). W tym kontekście, jeżeli znamy dane techniczne pompy, wiemy, ile tej wody jest w układzie. Dla upartego: jeżeli w węźle znajdują się liczniki energii cieplnej, to z wyświetlacza ten parametr dość łatwo jest uzyskać.
Z metrologicznego zaś punktu widzenia rozliczamy koszt podgrzewu wynikający z ilości zużytej energii cieplnej (GJ + opłata stała za MW). Gdyby okazało się, że również w mieszkaniach zastosowano analogiczny system, wówczas dochodzi dodatkowy problem, a mianowicie jak wyliczyć koszt zimnej wody i ścieków? (ilość zużytej zimnej wody otrzymuje się poprzez zsumowanie wskazań wodomierzy zimnej i ciepłej wody, odejmując stan początkowy).
Z logicznego punktu widzenia taki układ opiera się na fałszywej przesłance, że wodomierz na powrocie pokaże różnicę pomiędzy ilością wody, jaką wpuściliśmy do układu, a ilością wody jaka wróci z układu. Tak nigdy się nie stanie (co prawda w budynkach wielorodzinnych z tak „opomiarowaną” c.w.u. część „zużycia” będzie na plus. Tylko co zrobić z przypadkami, gdy wodomierz na cyrkulacji wskaże wartość większą niż zamontowany na zasilaniu? Przecież perpetum mobile nie istnieje...
Pana kierunek myślenia, dotyczący zaworów, może być prawidłowy. Tym niemniej zalecałbym przemyślenie, a konkretnie uproszczenie, algorytmu rozliczania kosztów podgrzewu. Może Pan przeanalizować również taki ciekawy przypadek – jakie wskazanie rejestrowane będzie na obydwu wodomierzach przy pracującej cyrkulacji, ale bez odbioru przez mieszkańców (można na kilkanaście minut odciąć budynki podłączone do węzła)...
Dostawca energii:
Witam,
Ilość [GJ] na podgrzanie wody użytkowej wyliczamy tak: ogólny ciepłomierz (c.o. + c.w.u.) minus ciepłomierz c.o., z tym nie ma problemu. Dalej tę ilość [GJ] dzielimy proporcjonalnie do zużytej c.w.u.
Mamy jeden blok odbiorcy „X” i siedem „Y”. Obciążamy „Y”, podając, ile ciepła poszło na podgrzanie wody na każdy blok (problem z pomiarem zużycia też jest), ale oni sumują tę wartość [GJ] i sami dzielą proporcjonalnie do zużycia zgodnie z sumą wodomierzy u odbiorców, plus na koniec roku robią korektę i jakoś to jest…
„Y” ma radiowy odczyt, ale dane mają na ósmy dzień, a my musimy do piątego dnia następnego miesiąca wystawić fakturę. Ale jak pisałem, jakoś to „wyprostowuje się”. Problem zaczyna się z „X”. Ogólnie średnio podgrzanie wody to 0,55 GJ/m2.
„X” bierze zaliczkę od lokatorów. Oni nie mają odczytów radiowych, czytają raz na kwartał. My obciążamy zgodnie z naszym pomiarem za „200 m3”, u nich suma „100 m3” na wyjściu dopłata ze względu na podnoszenie kosztów podgrzania..? – sic! podkreślenie autora... I tak cały czas, wodomierze wymieniane kilkakrotnie.
Był niedawno przypadek (wodomierze innego producenta), że cyrkulacja była większa od zasilania (jak Pan pisze „perpetum mobile”), dławienie cyrkulacji nic nie dawało. Odnośnie zaś pomiaru przepływu na „jałowo”: ciężko to niestety zrobić, trzeba byłoby zablokować każdego odbiorcę, co jest nierealne, albo obserwacje zrobić głęboką nocą, pod warunkiem że wszyscy śpią. ALE to nie rozwiąże problemu pomiaru zużycia c.w.u w omawianym układzie. W takich wypadkach jak opisałem, nie możemy inaczej mierzyć. Zastanawiamy się i szukamy warunków (szczegółów) doboru wodomierzy do instalacji.
Mamy układy z i bez zaworów zwrotnych i wszędzie znaczne rozbieżności z sumarycznymi odczytami odbiorców, ale to się nie zawsze rozwiązuje… (Przykład z „X”-sem). Z rozliczeniem c.o. nie mamy problemu: jest blok – jest ciepłomierz. A z wodą różnie...
Wojciech Ciejka:
Witam!
W pewnym sensie sam sobie Pan odpowiedział: najkorzystniej dla stron byłoby, gdybyście Państwo obciążali X tylko za ciepło na podgzew [GJ], na tej samej fakturze co za ogrzewanie. Algorytm sam Pan podał w swoim mailu – całkowity koszt (wolę zawsze mówić o złotówkach) na c.w.u. minus koszt c.w.u. Y = koszt podgrzewu X. Chyba najprostsze?
Oczekiwane skutki :
- dostawca, czyli Państwo, dostalibyście pieniążki za energię cieplną, bo ją przecież sprzedajecie (a nie wodę). Generalnie nie powinien Was dotyczyć problem, jak we wspólnocie mierzą, a w zasadzie – jak dzielą koszty!
- administrator bez problemu podzieli taki koszt (w zł) na jednostkowy koszt podgrzewu m3 c.w.u., którym obciąży (wg wskazań wodomierzy mieszkaniowych) poszczególne lokale. Fakt, że odczytują wodę co kwartał nie ma żadnego znaczenia, równie dobrze mogliby to bowiem robić raz w roku. Ważne by właściwie wyliczyli zaliczki na ten poczet (identycznie jak w przypadku ogrzewania c.o.)* – a jak Pan napisał, generalnie to robią.
- wszyscy pozbyliby się problemu „bilansowania” ilości jakiejś wody (a co właściwie mierzą te wodomierze to zupełnie inna kwestia) – BO TO MOŻE BYĆ PRZEDMIOTEM ANALIZY ODNOŚNIE FAKTURY Wodociągów (ale nie Waszej)!
- wyeliminowalibyście potencjalne zagrożenie przegrania procesu w sądzie (ponieważ takich danych „rozliczeniowych” obronić się nie da ) – dotyczy to i MPEC i zarządu X, po równo.
- uproszczenie rozliczeń byłoby korzystne dla wszystkich bez wyjątku.
Summa summarum wspólnota miałaby środki na pokrycie zakupu energii. Nikt nie musiałby tracić czasu na analizy, z których i tak nic sensownego nie można wysnuć. Doliczanie jakiś wartości (ta dopłata za poniesienie kosztów podgrzania?) przypomina mi trochę tzw. „współczynnik kowalskiana” znany ze studiów na politechnice, gdzie by otrzymać znany wynik wstawiało się takie coś... To jest ten happy end, a co do takich różnych babć – cóż happy endem będzie, gdy chłopcy będą mięli w ogóle ochotę do jakichkolwiek kontaktów… a święta za pasem.
Najlepsze rozwiązanie problemu…?
Korespondecja mogła trwać jeszcze długo, ale… klient ostatecznie zastosował jedyne rozsądne rozwiązanie:
Autor: Wojciech Ciejka